[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ależ on zupełnie mija się z prawdą.
Mnie nie musisz o tym przekonywać. Uważałem jednak, że powinienem cię ostrzec.
Dziękuję, Andy.
W jakiś czas pózniej Jenny poszła na intensywną terapię. Sarah siedziała w pokoju dla
odwiedzających, wpatrując się niewidzącym wzrokiem w pustą ścianę.
Jakie masz wiadomości, Sarah? spytała Jenny, kładąc dłoń na jej ramieniu.
Lekarze są zadowoleni z przebiegu operacji. Podobno udało im się usunąć cały guz,
ale... Na ułamek sekundy zamknęła oczy. Nie mogą jednak zagwarantować, że Patrick
wróci do dawnej formy.
Posłuchaj, Sarah. Dopóki Patrick nie odzyska przytomności, a lekarze nie przetestują
jego reakcji na bodzce, nie będą wiedzieli, jakie szkody wyrządził guz. Ale chyba są
nastawieni optymistycznie. Czy byłaś już u niego?
Tak. Wciąż jest nieprzytomny odparła z westchnieniem. Pielęgniarka radziła, żebym
poszła do domu, ale ja zostanę. Na wypadek, gdyby mnie potrzebował.
W każdym razie powinnaś przynajmniej coś zjeść. Na nie mu się nie przydasz, jeśli
zasłabniesz z głodu.
Sarah potarła czoło. Na jej twarzy malowało się wyrazne wyczerpanie.
Pewnie masz rację, ale nie wyjdę stąd, dopóki znów go nie zobaczę.
To nie potrwa długo. Zaraz powinni...
Możesz wejść, Sarah oznajmił Max, podchodząc do nich.
Czy chcesz, żebym ci towarzyszyła?
Sarah wahała się przez chwilę, a potem potrząsnęła przecząco głową.
Dziękuję, ale wolałabym pójść tam sama odparła. Jenny zapisała na kartce numer
swojego telefonu.
Sarah, jeśli będziesz miała ochotę z kimś pogadać, to zadzwoń powiedziała, wręczając
jej kartkę.
Odprowadziła ją do drzwi oddziału, a potem skinęła głową na Maxa i ruszyła w kierunku
szatni.
Twój syn pomyśli, że go porzuciłaś powiedział, podążając za nią.
Nic mu nie będzie.
Czy chcesz, żebym zadzwonił do przedszkola i zawiadomił ich, że jesteś w drodze?
Przez chwilę spoglądała na niego z zakłopotaniem, a potem przypomniała sobie ich
wcześniejszą rozmowę.
Nie trzeba. Ale dziękuję za dobre chęci. Do jutra, Max.
Była zaskoczona troską Maxa ojej dziecko. Jego dziecko, którego w ogóle nie znał.
Zaczynała żałować, że nie zaufała mu wcześniej. Tłumaczyła ją jedynie ich krótka znajomość.
Powinna była powiedzieć mu o ciąży i pozwolić zadecydować o jego własnej przyszłości. A
teraz, gdy poznała go nieco lepiej, była niemal pewna, że jeśli kiedyś odkryje prawdę, nigdy
nie daruje jej tych straconych lat.
Kiedy następnego ranka przyszła na dyżur, od razu wpadła w wir pracy i nie miała ani
chwili na rozmyślania.
Cztery osoby czekają na wolne łóżka, a w poczekalni zabrakło już miejsc siedzących.
Max miał rację. Pokutujemy za tamte spokojne noce. I to z nawiązką oznajmiła Donna, a
potem szeroko ziewnęła.
Donna, natychmiast przestań skarciła ją Jenny, również ziewając bo inaczej nigdy
się z tym wszystkim nie uporamy. Od czego mam zacząć?
Potrzebne są łóżka. I to na gwałt. Może zadzwoniłabyś do Andy ego i kazała mu coś
zrobić w tej sprawie.
Jasne, o ile jest już u siebie, a nie na jakimś spotkaniu. Podniosła słuchawkę i
wykręciła jego numer służbowy. Czekała chwilę, ale nikt nie odpowiedział. Odkładała
właśnie słuchawkę, kiedy w jej biurze zjawił się Andy we własnej osobie. Miło mi cię
widzieć...
Gdzie Max?
Jest teraz bardzo zajęty, a mnie potrzebne są łóżka dla pacjentów, którzy blokują izbę
przyjęć.
Andy wzniósł oczy do nieba.
Aóżka! Tylko o tym myślicie. Mam znacznie ważniejsze sprawy na głowie, a jedna z
nich wymaga, żebym natychmiast porozumiał się z Maxem. Muszę go o czymś uprzedzić.
O czym?
Pamiętasz, jak mówiłem wam, że kumpel tego chłopaka, który zmarł od ran nożem,
złożył skargę?
Kiwnęła głową.
No więc teraz znalazł sobie wygadanego adwokata.
Absurd. To zwykłe pomówienie. Byłam tam wtedy i razem z Maxem walczyliśmy o
życie tego chłopca.
Wcale w to nie wątpię. Max jednak musi wiedzieć, co się święci, bo ten psychopata
postawił na nogi dziennikarzy. Jedno nierozważne słowo może wywołać lawinę kłopotów.
Dla Maxa? A może bardziej obchodzi cię dobre imię szpitala? Bo jeśli tak, to lepiej
zacznij szukać tych łóżek. I radzę ci się pospieszyć! wybuchnęła, zdając sobie sprawę, że
niesłusznie go atakuje.
Andy skwitował jej uszczypliwą wypowiedz wzruszeniem ramion.
No, no! Widzę, że jesteśmy dziś drażliwi, co? Czyżbyśmy wstali lewą nogą? Posłuchaj,
Jenny. Twoje zarzuty są całkowicie bezpodstawne. Oczywiście, że zależy mi na opinii
szpitala... i waszego oddziału. Nie sądziłem jednak, że właśnie ty zarzucisz mi brak dbałości o
personel. A poza tym znalazłem już łóżka dla wszystkich pacjentów czekających na przyjęcie.
Cisnął wykaz na jej biurko i, zanim zdążyła powiedzieć coś na swoje usprawiedliwienie,
dumnym krokiem wymaszerował z pokoju.
Jenny zaklęła pod nosem.
Co mnie opętało, żeby tak go potraktować? spytała się w duchu. Skąd we mnie tyle
złości? Przecież zawsze dobrze z nim żyłam. Do diabła, wystarczyło zaledwie dziesięć dni
obecności Maxa, żebym popsuła stosunki z Andym!
Postanowiła, że w wolnej chwili przeprosi Andy ego, tłumacząc swoje zachowanie złym
nastrojem. Zastanawiała się nad powodem tego złego nastroju. W końcu musiała przyznać
choć bardzo niechętnie że wynika on ze zwykłej, prozaicznej przyczyny. Z zazdrości o
Rosie.
Chcąc odsunąć od siebie te przykre myśli, poszła sprawdzić, jak jej podwładne dają sobie
radę z pacjentami. Kiedy wychodziła z izby przyjęć, natknęła się na Maxa i przekazała mu w
skrócie wiadomości od Andy ego.
Cóż za strata czasu mruknął, potrząsając głową. Wczoraj skontaktowałem się z
radcą prawnym izby lekarskiej. Chce, żebym złożył w tej sprawie pisemne oświadczenie,
więc będę pewnie musiał na to poświęcić jutrzejszy wolny dzień.
Pózniej, kiedy mieli krótką przerwę, znów się spotkali.
Czy wiesz, jak dziś czuje się Patrick? spytał Max.
Nie. W wolnej chwili tam zadzwonię. To chyba jedyny mankament pracy na nagłych
wypadkach, że rzadko docierają do nas informacje o końcowym wyniku operacji.
Może to i dobrze odparł ze śmiechem. Skoro ci, o których wiemy, przysparzają nam
tak dużo kłopotów!
Przez resztę dnia pracowali zgodnie. Wracając do domu, Jenny żałowała bardziej niż
dotychczas, że nie wykorzystała sprzyjających okoliczności, by w końcu wyznać mu prawdę
o swoim synku.
Max zaparzył sobie kawę i zasiadł do pisania ostatecznej wersji raportu, którego konspekt
przygotował już poprzedniego dnia. W ciągu bezsennej nocy przypomniał sobie kilka
drobnych szczegółów dotyczących przebiegu bezowocnej reanimacji poranionego nożem
chłopaka.
Kiedy skończył, włożył pismo do koperty, przykleił na niej znaczek i wyruszył do
centrum miasta. To był pierwszy z jego dwóch wolnych dni. Z przyjemnością wyrwałby się
ze swego mieszkania, ale niestety nie mógł wyjechać z Catonbury, bo przez kolejne dwie
noce musiał dyżurować pod telefonem. Postanowił, że resztę przedpołudnia spędzi,
odwiedzając lokalne agencje wynajmu.
Tym razem również nie znalazł niczego interesującego, więc powędrował do najbliższego
domu towarowego, w którym kupił sobie kilka par skarpetek i dwie koszule. Potem usiadł na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]