[ Pobierz całość w formacie PDF ]
którą wziął ze sobą do Paryża i tam poprosił Ezrę Pounda, tego
waszego Amerykanina, żeby na tę Ziemię jałową" rzucił okiem,
Kwiecieńko, tak jak pani jest bohemistką, tak ja z kolei jestem
odrobinę zwariowany na punkcie Joyce'a i Eliota... i żeby pani
wiedziała, mówię pani to, co powiedziałem pani Perle, że Ezra Pound
z ponad ośmiuset wersów wykreślił połowę i pan Eliot, poeta, uznał to
za słuszne i pozostawił poemat w tej postaci, jaka powstała po
skreśleniach dokonanych przez Ezrę Pounda... No i poleciałem do
Londynu z dziennikarzami, a na lotnisku w Paryżu, kiedy czekaliśmy
na połączenie, zobaczyłem, jak traga-
144
rze usiłują przenieść ogromny czarny fortepian o kilka pięter niżej,
dokądś w dół, do baru... i nikt nie wskazywał im drogi, wobec tego ja
zacząłem im pomagać, Lak jakbym prowadził ciężarówkę,
paluszkiem w lewo, paluszkiem w prawo, a potem ruchem obu rąk
ku sobie zaprowadziłem tych biedaków z tym gigantycznym czarnym
fortepianem o kilka pięter w dół... a potem zacząłem się z nich śmiać,
bo wydawało mi się, że mogę sobie pozwolić na wszystko... Droga
Kwiecieńko, pewnego razu Jarosław Haszek zaprosił kamieniarzy na
flaszeczkę rumu... ale zamiast alkoholu dał każdemu kieliszeczek
jakiegoś kwasu... a kiedy napili się, zaczął z nich drwić... ale
kamieniarze rzucili się w pościg za nim, a Haszek przełażąc przez
płot, zawisł na nim... Zna pani te robotnicze kamieniarskie dłonie!
Zrewanżowali się Jarosławowi HaszkowiL. No i w tym Paryżu na
lotnisku ci tragarze, których złośliwie zaprowadziłem z tym
gigantycznym fortepianem gdzie indziej, a nie tam, gdzie powinni
trafić, pognali mnie aż do foyer i tam mnie chcieli zlinczować albo
postąpić ze mną tak, jak kamieniarze postąpili z Jarosławem
Haszkiem. i zostałem ocalony w tym foyer paryskiego dworca jedynie
dzięki pewnej pięknej dziennikarce, która mnie straszliwie
zwymyślała, nazywając mnie nawet trzykrotnie skrzyżowanym
osłem dardanel-skim... a potem mi jeszcze zarzuciła, że obraziłem też
naszą ojczyznę w tym sercu Europy, że niedobrze reprezentowałem
naszą klasę, że jestem pijany... A potem, Kwiecieńko, polecieliśmy do
Londynu, a kiedy przybyliśmy do hotelu, to ja otrzymałem klucz
numer dwadzieścia osiem, owa piękna dziennikarka zaś, Słowaczka,
dostała kiucz obok mnie, numer dwadzieścia siedem... A potem
chodziłem na śniadanie na parterze w hotelu, a to dziennikarskie
towarzystwo, które przyleciało ze mną, ci dziennikarze spierali się,
ilu jest irlandzkich pisarzy i wymieniając Joy-ce'a, Yeatsa i Becketta,
i Shawa, o jednym jednak zapomnieli... 1 patrzyłem na tę piękną
damę, i wiedziałem już, że ma na imię Perła, i ta pani Perła spojrzała
na mnie... i ja powiedziałem, że ten czwarty, właściwie piąty sławny
Irlandczyk to Oscar Wilde... tak, pani Perło, Wilde, który oczywiście
kształcił się w Londynie i w Paryżu... Potem towarzystwo owo
rozmawiało o Zygmuncie Freudzie i jego sławnych książkach... i
znów nie mogli sobie przypomnieć tytułów dwóch książek... jakże, do
licha, się nazywają? 1 pani Perła zwróciła się w moją stronę i
widziałem, że mnie widzi, i odetchnąłem z ulgą... Tak... to, proszę
państwa, Psychopatologia powszedniego życia"... i Przyszłość
pewnego złudzę
nia"... Tak, ucieszył się prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy, z
którym od tej pory utrzymywaliśmy przyjacielskie stosunki... I ni
stąd, ni zowąd spytał mnie:
A kto, proszę pana. jest poprzednikiem pana Zygmunta Freuda?
Spojrzałem na panią Perłę, miałem wspaniałe kręgi pod oczyma, bo
poprzedniego dnia upiłem się porterem Quinessa, i patrząc w oczy
pani Perle powiedziałem:
Pani Bovary... Flaubert, który jest również autorem motta Pani
Bovary to ja"... Pani Perło mówiłem w tym Londynie wszystko,
co pani Emma przeżyła, czego doświadczyła, co widziały te jej
wewnętrzne oczy... to wszystko są dane... fakty dla psychoanalizy...
Oto co wówczas powiedziałem i dostałem za to oczy pani Perły... No i
w tym Londynie, Kwiecieńko, często towarzyszyłem pani Perle,
razem jedliśmy obiady, kiedy była ładna pogoda, leżeliśmy na
trawniku, rozmawialiśmy o literaturze, chodziłem z panią Perłą do
Tate Gallery, popatrywaliśmy tam ciągle na te obrazy z mgłami, nic
tylko mgły i mgły, i kropka słońca w mgle, londyńskiej mgle, która
ma kolor zupy grochowej, często jezdziliśmy autobusem wzdłuż i
wszerz miasta i autobusy te miały dla mnie sakralne znaki, na
każdym tramwaju, na każdym autobusie znajdowała się ogromna
reklama jakiejś firmy... na tych zielonych i czerwonych autobusach
wypisano... Pearl of Assurance... a gdy potem rozejrzałem się, to i
przy głównych ulicach znajdowały się reklamy firm, chyba jedna na
sto firm chełpiła się, że jest Pearl of obuwie i Pearl of torebki, i Pearl
of jedwabie... No i wybraliśmy się autobusem na wybrzeże, była
sobota, Anglicy lubią grać w krykieta, lubią wdychać powietrze
morskie, spacerują po brzegu, kochają piękne drogi przyozdobione
naturalnymi kwiatami skrapianymi deszczem i mżawką znad morza,
myślę, że byliśmy na wybrzeżu, tam gdzie było chyba milion
Londyńczyków, działo się to w czasie, kiedy beatles, ci hippisi jezdzili
na motocyklach wielkich firm i pojemności, wyprzedzali każdy
samochód, a potem leżeli tam na brzegu ze swoimi dziewuchami,
kociakami, ot tak. jeden przy drugim, prowokacyjnie biedni... i pani
Perła i ja leżeliśmy tam na brzegu, a potem kąpaliśmy się... no i,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]