[ Pobierz całość w formacie PDF ]
może ją zakablować ktoś, kto widział notes u niej w kuchni - a wtedy
będę musiał wybulić forsę za informacje, które już i tak mam.
Dwudziesta dziewiąta mila: Szkoda, że sam nie zabrałem notesu,
kiedy tam byłem. Przebywałem na jej terenie zgodnie z prawem, a
książka - zgodnie z prawem - należy do mnie. To by nie było
przestępstwo! I gdyby chciała mnie oskarżyć, musiałaby obwinić
samą siebie. Mogłem poprosić Celię, żeby zwędziła notes z kuchni,
ale to byłaby kradzież - sięgnęłaby po nie swoją własność. Nie mogę
wciągać Celii w nic, co by ją zdemaskowało. Jest dla mnie zbyt cenna.
W tym momencie Qwilleran dotarł do kamiennego mostu, zrobił
sobie krótką przerwę i popedałował z powrotem. W domu był tuż
przed zmierzchem. Po odstawieniu roweru do starej powozowni
poczłapał do składu krokiem rowerzysty: na ugiętych kolanach i w
niepewnych podskokach. W kuferku marynarskim znalazł dwie
przesyłki: torbę z domu towarowego Lanspeaków oraz ciepławą cegłę
owiniętą w folię. Koty wiedziały, co to jest, i zgotowały mu hałaśliwe
powitanie.
- Dobrze, dobrze! Pózniej! - powiedział, ze względów
bezpieczeństwa wkładając cegłę do lodówki.
Potem zajął się torbą Lanspeaków. Jeszcze zanim ją otworzył,
powiedział do siebie:
- Zaraz, chwileczkę, to nie może być jedwabna bluzka - za
ciężkie!
Przesyłka rzeczywiście sporo ważyła. Był to gruby,
podniszczony i zatłuszczony notes z wypadającymi kartkami.
- Dobry Boże! - powiedział na głos. - To książka kucharska Iris!
Podbiegł do telefonu, a dwa pełne oczekiwań koty podążyły za
nim.
- Pózniej! Pózniej! - krzyknął w ich kierunku.
Po dwóch dzwonkach usłyszał wesoły głos Celii:
- Tu powozownia w Parkowej Oberży , w czym mogę pomóc?
- Chciałbym zamówić stolik na sześć osób na kolację.
- Och, przepraszam, szefie, myślałam, że to ktoś inny. Znalazłeś
mojego klopsa?
- Tak, i wszyscy ci za niego bardzo wylewnie dziękujemy. Ale
znalazłem coś jeszcze!
- Zaskoczyło cię to?
- Och, to delikatne określenie! Nie spodziewałem się, że... że
sama się poczęstujesz.
- Ależ wcale tego nie zrobiłam! - wykrzyknęła defensywnym
tonem. - Wręczono mi to!
- A to ci niespodzianka! Czy pani Fetter wyjaśniła niezgodną z
prawem obecność tego przedmiotu na swoim kuchennym regale?
- Ależ nie! Donald mi go wręczył! Zobaczył, że przeglądam
notes, i powiedział: Może by pani wzięła toto do domu i zatrzymała u
siebie. Mama i tak nie powinna tego mieć. Ale proszę jej nie mówić,
że pani to dałem . No, może to nie były dokładnie jego słowa, ale taki
był sens.
- No cóż, co mogę powiedzieć? Czy to się zdarzyło w
poniedziałek?
- Tak, kiedy poszłam tam z wolontariuszem. Przepraszam, że nie
dostarczyłam ci tego od razu. Chciałam sobie przepisać kilka receptur.
Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.
- Celio, nie tylko nie mam ci tego za złe, ale awansuję cię na
samodzielne stanowisko starszego konsultanta do spraw delikatnych
śledztw.
Przerwał jej śmiech, życząc jej dobrej nocy. Przez chwilę
wpatrywał się w telefon. Pomyślał, że gdyby Donald poczekał jeszcze
dwadzieścia cztery godziny, mógłby donieść na własną matkę i
odebrać nagrodę... chociaż, być może, musiałby się z nią podzielić.
Obejrzał notes, nie zwracając uwagi na głośne zawodzenie,
rozlegające się wokół. Czarna okładka poszarzała po dziesięcioleciach
kontaktu z rozsypywaną mąką. Iris zawsze mówiła o sobie, że jest
niechlujną kucharką. Notes napęczniał od powkładanych w środek
luznych kartek i pożółkłych wycinków z gazet, poplamionych i
wysmarowanych różnymi produktami. Qwilleran stwierdził, że może
zidentyfikować wśród nich tłuszcz z boczku, sok pomidorowy, oliwę,
czekoladę, kawę i krew. Zacieki utrudniały odcyfrowanie niektórych
fragmentów ręcznego pisma Iris, które i tak było ledwo czytelne.
Qwilleran poszedł do swojego gabinetu i napisał notkę dla Moose
County coś tam oraz dla Lockmaster Ledger :
Zaginiony zbiór przepisów kulinarnych, należący pierwotnie do
Iris Cobb, został przez anonimowego nadawcę zwrócony
prawowitemu właścicielowi, czyli Fundacji Klingenschoenów, która
nosi się z zamiarem opublikowania kolekcji. Według rzecznika
fundacji ogłoszenie o nagrodzie wysokości 10 000 dolarów za
informacje prowadzące do odzyskania książki nie przyniosło nowych
poszlak. Zwrot książki był aktem dobrowolnym. W tej sprawie nie
będzie prowadzone żadne dochodzenie.
Kiedy dawał kotom po kilka plasterków klopsa, zadzwonił
telefon. W odpowiedzi na swoje halo usłyszał jedynie głośny
oddech. Halo? - powtórzył z pytającą intonacją. Po chwili usłyszał
cienki głos:
- Mam zamiar się zabić.
Słowa te wypowiedziano monotonnym głosem, który - ze
względu na dającą się w nim słyszeć desperację - brzmiał niemal jak
falset.
- Co? Co pan powiedział? Czy to Aubrey?
- Mam zamiar się zabić.
- Gdzie jesteś? U swojej matki?
- Wróciłem do siebie. Wróciłem po rewolwer. Mam zamiar się
zabić.
Qwilleran słyszał już dawniej grozby samobójcze. Aubrey
potrzebował z kimś porozmawiać.
- A co powiedziała matka, kiedy postanowiłeś od niej wyjechać?
- Nic jej nie mówiłem.
- Jak się dostałeś do domu?
- Pieszo.
- A gdzie ona była, kiedy wyszedłeś?
- Kopała w ogródku.
- Nie sądzisz, że powinieneś był z nią pogadać?
- Nie jestem jej potrzebny. Ma swoje wnuki. Mam zamiar się
zabić.
- A kto się zajmie pszczołami? One cię potrzebują! Sam mi
mówiłeś, że jesteś ich przyjacielem.
- Już ich nie ma. Wykurzyłem je dymem.
- Masz do nich pretensje za to, co się stało? One nie wiedziały,
co robią.
Przez chwilę słychać było tylko ciężki oddech.
- Całkiem wariuję. Nie mogę jeść. Nie mogę spać. Zastrzelę się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]