[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Spojrzał na okładkę książki, którą trzymała w ręce. Widniała na niej kobieta z rewolwerem w dłoni.
Tytuł był równie złowieszczy jak ilustracja.
- Kryminał? - spytał.
- Romans z wątkiem kryminalnym - odparła.
- Czyli?
- Czyli historia miłosna z jednym czy dwoma morderstwami.
- Lubisz takie książki?
- Tak.
Uśmiechnął się.
- A mówiłaś, że nie jesteś romantyczna.
- Bo nie jestem. - Przewróciła kolejną kartkę. - Ale to nie znaczy, że nie lubię czytać o romansach.
- A morderstwa?
- Zagadka zostaje rozwiązana dzięki sprytowi i inteligencji pary głównych bohaterów.
- W prawdziwym życiu ludzie popełniają morderstwa w znacznie prostszych sytuacjach - powiedział
Luther. - Ktoś się wkurza, chwyta za broń, jeśli ma ją pod ręką, i załatwia gościa, który go
zdenerwował.
- Naprawdę? - Nie wydawała się zainteresowana.
- Poza tym większość takich spraw zostaje rozwiązana, bo ktoś zaczyna sypać, a nie dzięki
medycynie sądowej albo czyjejś szczególnej inteligencji.
- Gdyby interesowała mnie prawdziwa policyjna praca, czytałabym gazety, a nie powieści - odparła.
- No tak, oczywiście. Jak już ją przeczytasz, powiesz mi, jak się kończy?
Grace przewróciła następną kartkę.
- Wiem, jak się kończy.
- Przeczytałaś zakończenie?
- Zawsze to robię, żeby zdecydować, czy chcę czytać całość.
- Ale skoro znasz zakończenie, to po co czytasz resztę?
- Nie czytam książek dla zakończenia, tylko dla historii, które opowiadają. - Grace spojrzała na
taksówkę, która właśnie zatrzymała się przed wejściem. - %7łycie jest za krótkie, żeby marnować je na
książki, które zle się kończą.
- yle, czyli nieszczęśliwie?
- O ile wiem, są to synonimy.
- Rozumiem. No więc jak kończy się ta książka? - Podniósł dłoń.
- Zaczekaj. Sam zgadnę. Mordercą był kamerdyner.
Grace, zamiast odpowiedzieć, zdrętwiała. Widząc to, Luther wyostrzył zmysły.
Kolory zblakły, a jego oczom ukazało się paranormalne spektrum barw. Aura Grace migotała
odcieniami lęku, których nie można było pomylić z niczym innym. Nim zdążył ją zapytać, co się stało,
zauważył, że wzrok ma utkwiony w wejście do holu. Podążył za jej spojrzeniem i zobaczył
mężczyznę wysiadającego zza kierownicy jednego z samochodów, które się zatrzymały przed
hotelem. Miał sylwetkę sztangisty na sterydach, ogoloną głowę i lustrzane okulary przeciwsłoneczne.
Jego aura była nie tylko silna, ale i niepokojąca. Iskry ciemnej energii błyskały ponuro, zaburzając
wielobarwny wzór.
- Co jest, do diabła? - szepnął Luther. - Aowca - odparła Grace.
- Cholera. To by było na tyle, jeśli chodzi o Fallona i jego teorie prawdopodobieństwa.
- Tu nie chodzi tylko o prawdopodobieństwo - głos Grace lekko drżał. Wydawała się
zdezorientowana. - To nie jest typowy profil łowcy.
- A na czym polega różnica?
- Nie odzwierciedla pełnej gamy zdolności występujących zwykle u łowców. W jego spektrum
brakuje pewnych elementów.
- Na przykład jakich?
- Przede wszystkim umiejętności wykrywania agresji u innych, która zawsze charakteryzuje
ponadprzeciętnie uzdolnionych łowców.
Ale ma świetny wzrok, jest silny i szybki.
- Brakuje mu czegoś jeszcze? - spytał Luther, nie odrywając wzroku od mężczyzny.
- Tak. Korelacji między ilorazem inteligencji a wysokim poziomem zdolności parapsychicznych, bez
względu na ich rodzaj.
Aowca na poziomie ósmym czy dziewiątym, taki jak on, powinien mieć iloraz inteligencji znacznie
wykraczający ponad przeciętną.
- A on nie ma?
- Nie. Nie jest głupi, ale to facet, którym ktoś, kto wie, jak to robić, będzie bez trudu manipulował.
Ten gość nie kwestionuje rozkazów.
- Krótko mówiąc, nie jest bystrzakiem?
- Nie.
- I to raczej nie jest Eubanks? Pokręciła głową.
- Nie, chyba że profil, który otrzymałam, zawierał poważne błędy, w co wątpię.
Luther patrzył, jak kierowca otwiera tylne drzwiczki i z samochodu wysiada drugi mężczyzna. Był
wysoki, dobrze po trzydziestce, miał kwadratową szczękę i idealnie równą opaleniznę, która mogła
pochodzić tylko z butelki z rozpylaczem.
Grace zesztywniała.
- To jest Eubanks - szepnęła. - Wybitny talent strategiczny.
Wszystko inne też pasuje.
- Jesteś pewna?
- Na sto procent.
- A te złe fale?
Odwróciła się do Luthera, zaskoczona.
- Widzisz je?
- Bez urazy, ale trudno byłoby je przeoczyć. Widziałem w życiu sporo szaleńców. Wielu z nich miało
zaburzenia rytmu aury. Ale nie aż takie.
Eubanks zostawił bagaż kierowcy, zignorował boya hotelowego, który chciał mu podać wieniec z
kwiatów, i podszedł do blatu recepcji.
- Zaburzenia aury występują też u narkomanów - powiedziała Grace z wahaniem.
Luther przyglądał się chwilę Eubanksowi, rozważając tę możliwość.
- Wibracje uzależnionych często przybierają dziwną postać. Ale z mojego doświadczenia wynika, że
ich aury przypominają raczej aury chorych psychicznie. Mnóstwo wyładowań i spięć. Wzór jest
nieprzewidywalny, zwykłe fale na ogół z nim nie rezonują, a jeśli nawet, nigdy nie trwa to długo.
- Ale to jest regularny wzór - odparła Grace. - Zaburzenia są konsekwentnie nieprzewidywalne.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]