[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spotkamy?
- Może przyjadę po ciebie koło południa? Urządzimy sobie piknik. Zabrać coś do jedzenia?
- Ja zajmÄ™ siÄ™ jedzeniem, Seamus. Ty idz do taty.
Danny Rourke siedział na trawniku za budynkiem ośrodka. Niemal zapadł się w plastikowy
fotelik. Schudł, zauważył Seamus. Wychudł jeszcze bardziej, odkąd trafił do ośrodka.
Za to, po raz pierwszy od lat, miał czysty, trzezwy wzrok i spokojne ręce. Mimo ciepłego
ranka owinął się grubym szlafrokiem i usiadł na słońcu.
Pewnie często tu przesiaduje, pomyślał Seamus. Ojciec spędził pod gołym niebem prawie
całe życie, nic dziwnego, że nie może wytrzymać w budynku.
- Seamus.
- Cześć, tato.
Przysunął sobie plastikowe krzesło i usiadł naprzeciwko.
- Dobrze wyglÄ…dasz.
Dzisiaj po raz pierwszy od lat zobaczył w ojcu cień człowieka, którego kiedyś znał.
- Jak ciÄ™ tu traktujÄ…?
- Znośnie. - Danny się uśmiechnął. - Niewiele pamiętam z pierwszych dni.
- To chyba lepiej. Jak siÄ™ czujesz?
Danny pokiwał głową.
- Lepiej, synu, lepiej. Tylko ta sprawa z urzędem podatkowym ... Cholera, pomyślał
Seamus. Na śmierć o tym zapomniał.
- Carey z nimi rozmawiała. Wymyśli jakieś rozsądne wyjście z tej sytuacji.
- Nie ma rozsądnego wyjścia - odparł rzeczowo Danny. - Nie mam nic.
- Masz mnie, tato.
Staruszek spojrzał mu prosto w oczy i zapytał spokojnie:
- Mam?
Seamusowi ścisnęło się gardło. Spojrzał w inną stronę, żeby się uspokoić. .
- Tak, tato - odparł po chwili. - Masz.
Danny znowu skinął głową i zapatrzył się w dal.
- Nie dziwiłbym się, gdybyś zapomniał o moim istnieniu. - Stwierdził po chwili.
- Nie, tato. Nigdy. Ja ... ja nie byłem sobą przez ostatnie lata. Odkąd ... odkąd umarły
Seana i Mary.
- Obaj nie byliÅ›my sobÄ…. Nocami, godzinami zadawaÅ‚em sobie py¬tanie, dlaczego nie
kazałem jej posadzić małej w foteliku. Zacząłem pić, żeby o tym nie myśleć.
- Przecież nie miałeś do tego głowy, tato. Do licha, Mary była jej matką. Skoro ona o tym
nie pomyślała, dlaczego miałbyś ty?
- Kiedy byłeś mały, nie było takich fotelików. - Mówił dalej, jakoy go nie słyszał. - Mama
zawsze woziła cię na kolanach.
- Tak.
- A mała była taka chora .. , - Danny z trudem przełknął ślinę. Gdy spojrzał na syna, miał
Å‚zy w oczach.
- Nigdy ci nie powiedziaÅ‚em, jak mi przykro, że to ja wówczas pro¬wadziÅ‚em ... że nie
starałem się.:.
Seamus mocno ujął jego dłoń.
- Tato, obwiniałem ciebie i siebie samego. Ale mnie tam nie było, a ty nie spowodowałeś
wypadku. Zrobił to pijany kierowca tamtego samochodu. Do licha, nawet nie przekroczyłeś
dozwolonej prędkości.
- Ale gdybym nie wypił piwa przed ...
- Piwo niczego nie zmienia. Wiem to. Chciałem tylko zwalić na kogoś winę .. , - Znowu coś
ścisnęło go za gardło, musiał odczekać chwilę, zanim mógł mówić dalej. - Takie rzeczy się
zdarzają i tyle. Nie wszystko jest w naszej mocy ... - urWał, odwrócił głowę.
Poczuł, że Danny przykrył jego dłoń swoją, i po raz pierwszy od lat czuł pociechę w dotyku
ojcowskiej ręki. Odwzajemnił uścisk i starał się opanować łzy.
Nie odzywali się jeszcze długo. Słońce wznosiło się coraz wyżej. Na stoliku przysiadła
mewa, ale widząc, że ludzie nie jedzą, poleciała dalej. Seamus pierwszy przerwał
milczenie:
- SprzedajÄ™ dom.
- To dobrze. Czasami trzeba zacząć wszystko od nowa. Musisz zacząć nowe życie, synu.
Seamus skinął głową.
- Zbyt długo z tym zwlekałem.
- To prawda.
- Więc kiedy stąd wyjdziesz, zamieszkasz ze mną, prawda? - Wydawało mu się, że ręka
ojca zadrżała.
- Pewnie - odparł Danny. - Na jakiś czas. Póki nie znajdę sobie pracy i mieszkania.
- Nie musisz, tato.
- Owszem, muszę. Obaj musimy zacząć budować nowe życie, synu, bo jeśli będziemy
kurczowo trzymać się siebie, przeszłość nie odejdzie. Musisz znalezć sobie porządną
kobietÄ™ i zaÅ‚oży rodzinÄ™. Ja też. ¬UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™. - To znaczy, ja ograniczÄ™ siÄ™ do
kobiety: W moim wie¬ku czeka siÄ™ na wnuki, nie na dzieci.
- Nigdy nic nie wiadomo. - Seamus odwróciÅ‚ siÄ™, by na niego spoj¬rzeć, i dostrzegÅ‚ niemal
zapomniany błysk w oczach ojca. Roześmiał się ku swemu zdumieniu. Boże, jak dobrze
jest się śmiać.
- Akurat - mruknął, wstając. - Zajrzę za dzień lub dwa. A ty nie podrywaj wszystkich
pielęgniarek.
Gdy odchodził, towarzyszył mu śmiech ojca. A potem Danny powiedział cicho:
- Kocham ciÄ™, synu.
Seamus zdołał dotrzeć do samochodu, zanim łzy popłynęły mu po policzkach.
Rozdział dwudziesty
2 dni ...
Carey obudziła się gwałtownie, z oszalałym sercem. Wpatrywała się w mrok sypialni. Zniło
jej się, że rozmawiała z Johnem Otisem, obserwowała, jak odwraca się do niej ze
smutnym uÅ›miechem i wcho¬dzi w dÅ‚ugi wÄ…ski korytarz, z którego nigdy nie wróci.
Krzyczała, że jest niewinny, ale nikt jej nie słuchał, chciała za nim biec, ale bez względu na
to, jak szybko biegła, nie mogła go dogonić.
U siadła na łóżku mokra od potu.
- Carey? - W ciemności, tuż obok, usłyszała zaspany głos Seamusa. - Co się stało?
- Miałam koszmar.
- Dobrze siÄ™ czujesz?
- Tak.
Jakaś jej cząstka pragnęła wtulić się w niego i szukać pociechy w je~ go ramionach,
wiedziała jednak, że już nie zaśnie. Zostało niecałe czterdzieści osiem godzin. Poklepała
go po ramieniu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]