[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Latorośli, szukano więc terenów, na których mogła się ona krzewić. Ale byli i tacy, co
wywodzili słowo Winlandia od staroislandżkiego słowa Vin" pastwisko, łąki. Gubiono
się w domysłach, coraz inaczej interpretowano pradawne islandzkie sagi. Z nalotu legend, w
jakie z wiekami obrosły, próżno starano się wyłowić kronikarską prawdę. , Wydawało się
już, że zagadka, jak wiele innych, nie doczeka się nigdy rozwiązania. Wciąż brak było
przekonujących dowodów.
Oficjalnie słynnym na cały świat odkrywcą Ameryki pozostał nadal Kolumb. I wielu
Norwegom spędzał z oczu sen. Jak dowieść, że pierwsi stanęli na tym lądzie ich nieustraszeni
przodkowie? Jak dać świadectwo prawdzie, ęo uczynić, żeby przekonać niedowiarków o
chlubnym pierwszeństwie Wikingów?
Niełatwego zadania podjął się wreszcie pisarz norweski Helge Ingstad wraz ze swą żoną
Anne-Stińe. Pisarz niezwykły Prawnik, prokurator Sądu Najwyższego Królestwa Norwegii,
po przypadkowym zetknięciu się z Daleką Północą porzuca swe wysokie stanowisko,
godności, zaszczyty, żeby wieść niełatwe życie trapera w Arktyce Kanadyjskiej. Z
dociekliwością właściwą swemu zawodowi szybko poznaje tajniki trudnej pracy w puszczy i
tundrze, a nade wszystko tajniki charakteru Indianina i Eskimosa, bo te interesują go
najbardziej.
Po kilku latach Ingstad przenosi się do Arizony, gdzie studiuje obyczaje indiańskich
plemion Apaczów. Wciąż ciekaw poznania, przerzuca się następnie do Meksyku, by stanąć
na czele wyprawy naukowej poszukującej wymierających szczepów w górach Sierra Mądre.
Ale Daleka Północ już go urzekła Gwiazda Polarna woła. Jakże się jej oprzeć? Pisarz
powraca na arktyczne obszary U parę lat spędza wśród niewielkiego, mało znanego szczepu
Eskimosów Karibu w północnej Alasce. Podobnie jak Nansen, Amundsen, jak francuski
polarnik-etnograf Victor czy wielki badacz kanadyjski Stefansson jako jedyny biały
mieszka w igloo, dzieli z łowcami codzienny trud, ich smutki i radości. Pragnie poznać
obyczaje tych ludzi, opisać je, wzbogacić zbiory muzeów etnograficznych, wnieść swoją
cegiełkę do pomnika wiedzy
0człowieku Dalekiej Północy. Nie przerywa zarazem swej działalności literackiej pisze
dramaty, poezje, relacje z podróży.
Rząd Królestwa Norwegii, ceniąc znakomitego znawcę nie zawsze łatwych i
zrozumiałych spraw świata lodu, wciąga go w orbitę spraw obywatelskich, powołując na
stanowisko doradcy gubernatora Wschodniej Grenlandii. W kilka lat pózniej Ingstad sprawu-
je rządy z ramienia swego kraju nad rozległym archipelagiem Svalbardem. Szybko jednak
rezygnuje z zaszczytnego stanowiska i powraca na Zielony Ląd, gdzie podczas jednej z
młodzieńczych podróży zapragnął wyjaśnić zagadkę wędrówek Wikingów. Czy odkryli
amerykańskie brzegi? Jak tego dowieść?
Ta myśl dręczy, nie daje spokoju. Nie tylko jemu. Anne-Stine, archeolog z zawodu,
podziela pasję męża. Oboje za cel życia stawiają sobie odnalezienie trwałych dowodów, że
Lelf Szczęśliwy w XI stuleciu dotarł do wybrzeży Ameryki Północnej. %7łe dotarł pierwszy.
W roku 1953 pisarz zakupuje kuter i rozpoczyna wraz z żoną i córką szczegółowy
przegląd dawnego królestwa Wikingów na Zielonym Lądzie. Raz jeszcze badają znane już
archeologom, przekopane, przekute oskardem, przesypywane przez dziesiątki lat
wykopaliska, odkrywają nowe. Uwagę ich zwraca fakt przeoczony przez innych. Wśród ruin
osiedli raz po raz natrafiają na drobne, niepozorne odłamki antracytu. A przecież nie zrodził
się w grenlandzkiej ziemi ani na północnych wybrzeżach Europy. Mogli go znalezć
Wikingowie tylko w Ameryce, i to daleko na południu, poniżej Nowej Fundlandii, Nowej
Szkocji i Bostonu, w New Port w stanie Rhode Island, gdzie po dziś dzień istnieją
odkrywkowe kopalnie kamiennego węgla.
To pierwszy dowód dalekich podróży Wikingów, zbyt błahy jednak, podobnie jak
odnalezione podczas jednej z następnych podróży ostrze dzidy wykonanej z kwarcytu.
Tworzywo zarówno jak forma wykazują niezbicie, że ich ojczyzną nie była Grenlandia.
Takimi posługiwały się ongiś szczepy Indian Ameryki Północnej.
Pisarz wertuje pilnie wszystkie dostępne zródła o wędrówkach morskich praprzodków.
Anne-Stine zapoznaje się tymczasem dokładnie z techniką wznoszenia budowli na Zielonym
Lądzie i wyposażeniem wnętrza. Oboje zapamiętale studiują stare pergaminy,
księgi. Nie zrażają się trudami i z pasją odczytują z zatartych śladów mowę map. Jedną z
najciekawszych otrzymał Ingstad z Węgier. Odnaleziona po drugiej wojnie światowej przez
archiwistę w Estergom, pradawnej rezydencji arcybiskupów nad Dunajem, przerysowana z
jakiegoś nieznanego oryginału, zaopatrzona węgierskimi znakami runicznymi, nosi datę
1599.
Tutaj, podobnie jak na wszystkich odczytanych przez pisarza mapach, na zachód od
Zielonego Lądu widnieją zarysy nieznanego Hellulandu Ziemi Płaskich Skał, bardziej na
południe leży Markland Ziemia Lasów, a poniżej wydłużony w kierunku północnym zarys
lądu z napisem: Promantorium Vinlandiae Win- landia.
Zarysy naniesione na pożółkły pergamin są niekiedy owocem fantazji, o tym wiedzą
oboje zapaleni badacze. Nie ulega jednak wątpliwości, że Helluland to południowa część
Ziemi Baffina, oddzielona od Grenlandii dwustumilowej zaledwie szerokości Cieśniną
Daviesa, Markland to wybrzeża Labradoru, a Winlandia to Nowa Fundlandia, a raczej
zapewne północny cypel tej wyspy.
Urzeczeni poszukiwaniami archeolog i pisarz wytrwale, ziarnko po ziarnku, gromadzą
dowody prawdy na poparcie swej tezy o pierwszeństwie Wikingów. Między innymi Ingstad
oblicza dokładnie czas, w jakim statki ich mogły docierać z Grenlandii do Winlandii. Ten
sam podają staroislandzkie sagi. Odnajduje także sławiony przez nie Furdustrandir
Cudowny brzeg morski".
Na przylądku Porcupin na Labradorze oboje z żoną stają oczarowani. Przepiękna zatoka
ciągnie się ponad sześćdziesiąt kilometrów i budzi zachwyt złocistą plażą drobnego niczym
pył piasku, silnie odbijającą od soczystej zieleni lasu. Zapatrzonym ludziom wydaje się, że
czas cofnął się naraz wstecz o te tysiąc lat, jakie dzielą ich od chwili, w której stanął tu Leif
Szczęśliwy.
Wiosną roku 1960 Helge Ingstad wraz z żoną i córką wyrusza w nową podróż, tym razem
wzdłuż wybrzeży Ameryki. Nie wie jeszcze sam, że w ciągu następnych ośmiu lat przyjdzie
mu tu rok
rocznie pracować, pozyskując nie tylko serca rodaków, dla których stał się wyrocznią, ale i
sławę światową.
...Wypływając na poszukiwanie śladów sprzed tysiąca lat zdawałem sobie jasno sprawę
Z beznadziejności całego przedsięwzięcia opowiada. Wikingowie nie wznosili na
Zielonym Lądzie wielkich kamiennych zamczysk, odpornych na ząb czasu, jakie mogłyby
przetrwać wieki. Wiedziałem, że wyruszamy na poszukiwanie przysłowiowej igły w stogu
siana. Postanowiłem rozpocząć je od miejsca, z którego prawdopodobnie Wikingowie przy-
wozili na Grenlandię antracyt.
...W New Port w stanie Rhode Island obecność nasza wzbudziła sensację. W parę godzin
[ Pobierz całość w formacie PDF ]