[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rycerza zakonnego przejście do kompletnie obcego, nowoczesnego świata okazało się zbyt
trudne. Mieszkał teraz w najstarszej części miasta, gdzie przy wykładanych kocimi łbami
ulicach wznosiły się budynki z muru pruskiego i gdzie czas zatrzymał się jakby w
siedemnastym wieku. Owszem, wyglądało to czarująco, lecz jak\e było niewygodne!
Heinrich Reuss nie wydawał się zadowolony. Wprawdzie tak jak i inni w jego wieku
w czasie gdy mieszkał we Wschodniej Aące, cokolwiek odmłodniał, to jednak tkwił w nim
jakiś smutek.
Nie mógł znalezć spokoju i nikt nie potrafił mu w tym pomóc. Nie, nie chciał wcale
wracać do zewnętrznego świata, tutaj mu było najlepiej, to jego dusza wcią\ pozostawała
strapiona. Przyjaciele sądzili, \e dręczą go wspomnienia z czasów, kiedy był złym rycerzem,
lub te\ z długich lat pózniejszych: odkąd rozstał się z Zakonem i dławił go ciągły strach, \e
zostanie odnaleziony i ukarany. Nikt jednak tak naprawdę nie znał przyczyny jego niepokoju,
być mo\e nawet on sam.
Powitał ich z nieśmiałym uśmiechem.
- Czy to naprawdę dzieci moich przyjaciół tak ju\ dorosły? To przecie\ Jori Taran! I
Jaskari Villemanna! Ty musisz być Armas, półobcy! A tu mamy oczywiście Elenę Danielle!
Taka jesteś du\a i pulchna!
Komplementy najwidoczniej nie były jego mocną stroną. Elenę a\ skręciło ze wstydu i
przykrości.
- A to kto taki?
Armas pospiesznie przedstawił Indrę.
- Ach, tak? Nowy przybysz z powierzchni starej matki Ziemi. Witaj w podziemiu!
Roześmiał się ze swego własnego dowcipu, ale w jego śmiechu dał się słyszeć
wymuszony ton.
Elenie w tym momencie przyszedł do głowy świetny pomysł. Dobrze wiedziała, \e
Heinrich Reuss jest bardzo samotnym człowiekiem. Rozalinda tak\e \yła sama. A mo\e by
tak połączyć tych dwoje? Oboje nieprzystosowanych do miasta nieprzystosowanych.
Mo\e zechcą się stąd wyprowadzić w miejsce, gdzie będzie im lepiej?
Doskonały pomysł! Mo\e uda jej się spełnić dobry uczynek, musi podzielić się tą
myślą z przyjaciółmi.
- Słyszałem, \e Dolgo i Marco wybierają się tutaj - powiedział Heinrich. - Spotkałem
Marca pierwszy raz, kiedy oficjalnie otwierano miasto Saga. Có\ to za wspaniali mę\czyzni!
Tacy przystojni?
- Mało powiedziane - stwierdziła Indra. - Owszem, powinni ju\ tu być, ale na razie
jeszcze ich nie widzieliśmy. Mo\e musieli zająć się sprawą tej zmarłej dziewczyny.
- Och, tak, to okropne! - zadr\ał Heinrich ze zgrozą. - Czy Marco i Dolgo mieszkają w
tym samym miejscu?
- Nie całkiem. W tym samym mieście, ale Dolgo osiedlił się w pobli\u rodziców,
czarnoksię\nika i jego Tiril. A Marco ma osobny, bardzo piękny dom, niemal pałac, który
podarowało mu Królestwo Zwiatła.
- Hm.
Akurat w tej chwili mijała ich powracająca Rozalinda. Teraz albo nigdy, doszła do
wniosku Elena. Przywołała pełną radości \ycia kobietę, nieco przy kości tu i ówdzie, lecz
właściwie było jej z tym bardzo do twarzy.
- Czy wy się ju\ znacie? - spytała Elena i przedstawiła Rozalindzie Heinricha Reussa.
- Tylko z widzenia. Ale ten tytuł szlachecki naprawdę imponuje.
Rozalinda uśmiechała się promiennie, wręcz zapraszająco. Heinrich natomiast z du\o
większą rezerwą.
Pierwsze koty za płoty, pomyślała Elena z dumą. Pomagania dwojgu ludziom w
znalezieniu jakiegoś wyjścia z samotności nie mo\na chyba nazwać swataniem?
Chwilę rozmawiali o ryzyku nowej eksplozji wewnątrz magazynu, kiedy nagle ukazał
się zmierzający w ich stronę Opryszek we własnej osobie. Młodzi nie wiedzieli, jak on się
naprawdę nazywa, nigdy wcześniej te\ go nie spotkali, lecz określenie opryszek pasowało
do niego idealnie. Maszerował długimi krokami, zgniótł kwiatek, który zdołał przebić się
wśród kamieni, a przy następnym kroku cię\ki but posłał maleńkiego \uczka do nieba \uków.
Szedł wprost na grupkę młodych i zatrzymał się dopiero, kiedy oni cofnęli się, \eby ich nie
roztrącił. Heinrich i Rozalinda zniknęli w jakimi zaułku, Elena miała nadzieję, \e odeszli
razem.
- Czego, u wszystkich diabłów, szukacie tu, gówniarze? - zagrzmiał Opryszek. -
Myślicie, \e bez was sobie nie poradzimy?
Jeśli całe miasto jest takie jak ty, to na pewno nie, pomyślała Indra.
Złe, przepite spojrzenie omiotło grupkę.
- My po prostu wykonujemy rozkazy - zdobył się na odwagę Jori.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]